sobota, 9 stycznia 2016

Ślad na lustrze, Janis Heaphy Durham

Przeczytałam. I nie wiem co napisać, mam mieszane uczucia. Z jednej strony – wydaje mi się to tak nieprawdopodobne, że aż absurdalne. Z drugiej jednak – nie potrafię powiedzieć, że w to nie wierzę. Sama nigdy nie doświadczyłam czegoś podobnego, ale też nie straciłam tak bliskiej osoby. W rodzinie natomiast zdarzyło mi się usłyszeć, że osoba zmarła „odwiedziła” bliskiego po swojej śmierci.
A ta historia jest przecież prawdziwa. Autorka przeżyła śmierć męża i praktycznie od samego początku dawał Jej jakieś znaki. Bardziej lub mniej oczywiste. Aż w końcu ślad dłoni na lustrze…
O treści właściwie nic więcej nie trzeba pisać. Poza tym, że Autorka opisuje wszystkie zdarzenia oraz swoje uczucia z tym związane, to sama zaczyna poszukiwać właściwych odpowiedzi. Poznaje różnych ludzi, którzy opowiadają swoją historię, pozwalają uwierzyć, że to nie wymysł, ale fakt.
Myślałam, że się wzruszę, czytając książkę. Tego uczucia nie doznałam, ale niejednokrotnie przeszył mnie dreszcz i to nie tylko czytając, ale również powracając myślami do treści oraz widząc zamieszczone zdjęcia.
Dalej o tym myśląc – Autorka przedstawiła swoją historię – nie potrafię więc powiedzieć, że to bajka i wymysł.
Ja chyba… wierzę, że Janis Heaphy Durham tego doświadczyła, ale i tak trudno mi uwierzyć, że to możliwe – nie aż w takim stopniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz