W końcu książka,
która przyniosła trochę zadumy, refleksji… dała do myślenia. I od razu, już na
wstępie, chcę podziękować Autorce za tę powieść. Dawno tak dobrze mi się nie
czytało.
To może najpierw o
treści, bo boję się, że jak zacznę pisać o sobie, to zapomnę o najważniejszym.
Jennifer jest
dorosłą kobietą, która ma, zdawałoby się, ustabilizowane życie. Ma męża, dwie
cudowne córki – niejedna marzy o takiej stateczności. Ale jak wiadomo,
codzienne życie nie jest usłane różami. To nie bajka. Kobieta czuje, że Max –
mąż – oddalił się od niej. Rutyna wkradła się w ich związek, w ich życie. Co
robi? Kupuje seksowną bieliznę i zamierza uwieść męża, ale ten albo tego nie
zauważa, albo ignoruje, albo (początkowo) nie jest nawet świadomy zamiarów
żony. Nie bez znaczenia jest też fakt, że jest bliski zdrady. A właściwie…
właściwie to zdradził. Bo czy tylko seks z inną kobietą można uznać za zdradę?
Myślę, że nie.
W każdym razie – po
kłótni między Jennifer i Max’em, ta wybiega z domu, chcąc znaleźć uspokojenie u
przyjaciółki, ale po drodze ulega wypadkowi. Zapada w śpiączkę. I w tym czasie
doznaje czegoś niezwykłego. W jej podświadomości pojawiają się trzy tunele – Co
by było gdyby 1) została z Aidan’em i prowadziła beztroskie życie w Australii,
z dala od rodziny i przyjaciół? 2) wyszła za mąż i była bogatą żoną tego Tim’a – założyciela reUNION? 3)
zdecydowała się na spokojne życie ze Steve’em? Jakimś cudem przeżywa w swojej
głowie każdą możliwość. Już wie, jakie byłoby to inne życie. Tylko czy to
pomoże Jennifer w podjęciu decyzji w realnym życiu?
Zakończenie daje
Czytelnikowi pewną swobodę. Jest to ciekawe, bo inne. Każdy może sam zdecydować
jak ta historia się skończy.
To teraz wreszcie ja
i moje „filozofowanie”. Myślę, że każdy miał taki moment w swoim życiu, że
zdarzyło mu się pomyśleć: „Co by było gdyby?” Oczywiście,
że często taka błahostka, nic nie znacząca z pozoru zmiana, jak wybranie innej
drogi do pracy, czy pójście do innego sklepu, mogłaby wpłynąć na przyszłość.
Ale zwykle myślimy o poważniejszych sprawach. Przychodzą mi do głowy dwa takie
momenty w moim życiu, a podzielę się jednym z nich. Jak tylko zdałam maturę
zaczęłam szukać pracy. I od razu mi się udało, bo zaproszono mnie na rozmowę
(do pracy w księgarni). Przyjęliby mnie, gdyby nie to, że odmówiłam. Nie wiem
dlaczego, bo to była praca – może nie bardzo ambitna – ale o jakiej w tamtym
czasie marzyłam. A w efekcie zdecydowałam się na inną, która pojawiła się na
horyzoncie już po wspomnianej rezygnacji. (Dodam, że praca w księgarni była
ciekawsza i zawodowo korzystniejsza.) Dlaczego tak zdecydowałam? Do dzisiaj nie
wiem. Ale widocznie tak miało być. Bo… nie wiem, co by było gdyby – może praca wśród książek rzeczywiście byłaby tak
fajna, jak myślałam, może poznałabym ludzi, którzy staliby się dobrymi
znajomymi, może nawet przyjaciółmi, może poznałabym tam tego ważnego kogoś?
Nawet mając pewność, że tak by było, to wiedząc, co dostałam w realnym życiu, w
pracy, na którą się zdecydowałam, drugi raz podjęłabym taką samą decyzję. Bez
wahania. Bo ta praca dała mi bardzo dużo. Nie zawodowo, ale prywatnie. Dostałam
tu coś bardzo cennego i ważnego. I nie wierzę, żeby inne miejsce mogło być
lepsze. To była pierwsza dorosła decyzja w moim życiu i do dzisiaj jestem z
niej zadowolona.
Mam nadzieję, że
kolejne moje wybory będą tak samo trafne. Czego oczywiście i Wam życzę.