Lekcje francuskiego to nie jest książka, którą będę polecała innym. Nie wywarła na mnie aż tak dużego (i aż tak dobrego) wrażenia. Ale jeśli już ktoś ma w swojej biblioteczce tę pozycję, to niech śmiało po nią sięgnie - bo, mimo wszystko, nie będzie żałował.
"Diabeł, który ubiera się u Prady, mieszka w Szóstej Dzielnicy" - rzeczywiście dużo w tym prawdy. Te dwie książki można ze sobą porównać.
Kate jest młodą kobietą, która decyduje się na pracę w Paryżu. Przeprowadza się z rodzinnego domu do "wielkiego świata". Lepszego? Jak się okaże - niekoniecznie. Jak to często bywa z luksusem - z zewnątrz wydaje się czymś najlepszym, czymś do czego dążymy a innym zazwyczaj go zazdrościmy, ale wewnątrz już nie jest tak kolorowo. Bogactwo, życie na pokaz, próżność - to zakłóca normalność. Może czasem też moralność...
Kate... nie, ona się nie zatraciła (co prawda sama nie zaznała luksusu, ale zaczęła żyć w jego towarzystwie). Kate pozostała sobą. Olivier, chłopak Portii, spodobał jej się i wdała się w romans, ale to nie miało związku ze zmianą otoczenia. Zakochała się. Czy to tłumaczy jej zachowanie w stosunku do niego (a więc także do córki swojej pracodawczyni)? Pewnie nie, ale to już kwestia moralności, a to ma być recenzja, a nie rozkładanie bohaterów na czynniki pierwsze. :)
Znalazłam dwa fragmenty, które wydały mi się wartościowe (choć na pewno też oczywiste), i którymi chcę się z Wami podzielić:
"- A dlaczego chcesz robić coś jednorazowego? Jaki w tym sens?
- Bo to jest mądre, moja droga. Mądrość. Życie jest jednorazowe."
"Co masz zrobić? Robić, robić, robić. To takie amerykańskie. Nie zawsze chodzi o to, by coś robić. Musisz nauczyć się doceniać. Doceniać każdą rzecz, każdą osobę. Musisz żyć tu i teraz. Nigdy nie docenisz niczego, jeśli się na tym nie skoncentrujesz."
Jak już napisałam tę recenzję i przemyślałam treść oraz wartości jakie w niej znalazłam to... może jednak ją Wam polecam?
niedziela, 29 marca 2015
piątek, 13 marca 2015
Na szczęście jesteś w Toskanii, Jennifer Criswell
Nie rozczarowałam się. Ale też dlatego, że
spodziewałam się, że po przeczytaniu powiem jedno: ta książka była nudna. I
choć „ale” zazwyczaj nie zwiastuje niczego dobrego, w tym przypadku jest
inaczej. Ta książka była nudna, ALE była o Toskanii. O Włoszech, Włochach, ich
kulturze, ich manierach, ich… - mogłabym tak długo. Jestem absolutnie zakochana
w tym kraju! Chciałabym – może nie przenieść się na stałe, bo w tym momencie
podziwiam bohaterkę za jej determinację – ale móc spędzić tam całe wakacje albo
chociaż miesiąc, tydzień też by mnie zadowolił…
Jennifer, jak już wspomniałam, zdecydowała się
na odważny krok i całkowitą zmianę życia. W wieku prawie 40-stu lat wyjechała
do Toskanii. Na zawsze. Tu musi starać się o obywatelstwo – co wcale nie jest
proste, zdecydowanie nie! – znaleźć pracę – brak obywatelstwa mocno komplikuje
tę kwestię – poradzić sobie z językiem, poznać nowych ludzi, przyzwyczaić się
do innego życia.
Piszę „musi”, ale tak naprawdę „chce”. Toskania to miejsce, o
którym marzyła. I nie zawiodła się, choć nie miała lekko. Romans z żonatym
Włochem i plotki jakie to wywołało, mentalność ludzi, tak inna od tej
amerykańskiej, nowojorskiej, która jest jej znana i w końcu kończące się zapasy
pieniędzy… - tej kobiecie naprawdę los niczego nie ułatwia. Ale to wszystko nie
ważne, bo jak sama mówi: może być beznadziejnie, ale na szczęście jest
beznadziejnie w Toskanii.
Do książki podeszłam z dużą dawką optymizmu,
ciepła i uśmiechu. Może chciałabym jeszcze więcej o samej Toskanii, ale i tak
zostałam zaspokojona. Mam nadzieję, że będę miała okazję sama, na własne oczy,
zobaczyć to, co widziała Jennifer. Zobaczyć Toskanię. Póki co mogę chociaż
napisać: Na szczęście są książki o Toskanii. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)