niedziela, 29 marca 2015

Lekcje francuskiego, Hilary Reyl

Lekcje francuskiego to nie jest książka, którą będę polecała innym. Nie wywarła na mnie aż tak dużego (i aż tak dobrego) wrażenia. Ale jeśli już ktoś ma w swojej biblioteczce tę pozycję, to niech śmiało po nią sięgnie - bo, mimo wszystko, nie będzie żałował.
"Diabeł, który ubiera się u Prady, mieszka w Szóstej Dzielnicy" - rzeczywiście dużo w tym prawdy. Te dwie książki można ze sobą porównać.
Kate jest młodą kobietą, która decyduje się na pracę w Paryżu. Przeprowadza się z rodzinnego domu do "wielkiego świata". Lepszego? Jak się okaże - niekoniecznie. Jak to często bywa z luksusem - z zewnątrz wydaje się czymś najlepszym, czymś do czego dążymy a innym zazwyczaj go zazdrościmy, ale wewnątrz już nie jest tak kolorowo. Bogactwo, życie na pokaz, próżność - to zakłóca normalność. Może czasem też moralność...
Kate... nie, ona się nie zatraciła (co prawda sama nie zaznała luksusu, ale zaczęła żyć w jego towarzystwie). Kate pozostała sobą. Olivier, chłopak Portii, spodobał jej się i wdała się w romans, ale to nie miało związku ze zmianą otoczenia. Zakochała się. Czy to tłumaczy jej zachowanie w stosunku do niego (a więc także do córki swojej pracodawczyni)? Pewnie nie, ale to już kwestia moralności, a to ma być recenzja, a nie rozkładanie bohaterów na czynniki pierwsze. :)
Znalazłam dwa fragmenty, które wydały mi się wartościowe (choć na pewno też oczywiste), i którymi chcę się z Wami podzielić:
"- A dlaczego chcesz robić coś jednorazowego? Jaki w tym sens?
- Bo to jest mądre, moja droga. Mądrość. Życie jest jednorazowe."
"Co masz zrobić? Robić, robić, robić. To takie amerykańskie. Nie zawsze chodzi o to, by coś robić. Musisz nauczyć się doceniać. Doceniać każdą rzecz, każdą osobę. Musisz żyć tu i teraz. Nigdy nie docenisz niczego, jeśli się na tym nie skoncentrujesz."
Jak już napisałam tę recenzję i przemyślałam treść oraz wartości jakie w niej znalazłam to... może jednak ją Wam polecam?

piątek, 13 marca 2015

Na szczęście jesteś w Toskanii, Jennifer Criswell

Nie rozczarowałam się. Ale też dlatego, że spodziewałam się, że po przeczytaniu powiem jedno: ta książka była nudna. I choć „ale” zazwyczaj nie zwiastuje niczego dobrego, w tym przypadku jest inaczej. Ta książka była nudna, ALE była o Toskanii. O Włoszech, Włochach, ich kulturze, ich manierach, ich… - mogłabym tak długo. Jestem absolutnie zakochana w tym kraju! Chciałabym – może nie przenieść się na stałe, bo w tym momencie podziwiam bohaterkę za jej determinację – ale móc spędzić tam całe wakacje albo chociaż miesiąc, tydzień też by mnie zadowolił…
Jennifer, jak już wspomniałam, zdecydowała się na odważny krok i całkowitą zmianę życia. W wieku prawie 40-stu lat wyjechała do Toskanii. Na zawsze. Tu musi starać się o obywatelstwo – co wcale nie jest proste, zdecydowanie nie! – znaleźć pracę – brak obywatelstwa mocno komplikuje tę kwestię – poradzić sobie z językiem, poznać nowych ludzi, przyzwyczaić się do innego życia. 
Piszę „musi”, ale tak naprawdę „chce”. Toskania to miejsce, o którym marzyła. I nie zawiodła się, choć nie miała lekko. Romans z żonatym Włochem i plotki jakie to wywołało, mentalność ludzi, tak inna od tej amerykańskiej, nowojorskiej, która jest jej znana i w końcu kończące się zapasy pieniędzy… - tej kobiecie naprawdę los niczego nie ułatwia. Ale to wszystko nie ważne, bo jak sama mówi: może być beznadziejnie, ale na szczęście jest beznadziejnie w Toskanii.
Do książki podeszłam z dużą dawką optymizmu, ciepła i uśmiechu. Może chciałabym jeszcze więcej o samej Toskanii, ale i tak zostałam zaspokojona. Mam nadzieję, że będę miała okazję sama, na własne oczy, zobaczyć to, co widziała Jennifer. Zobaczyć Toskanię. Póki co mogę chociaż napisać: Na szczęście są książki o Toskanii. :)