piątek, 30 stycznia 2015

Z miłością jej do twarzy, Nicola Doherty

Całkiem… ciekawie. Niby treść taka podobna do innych a jednak autorka miała pomysł, który odświeżył ten „oklepany” romans.
Już w poprzednich recenzjach zdarzyło mi się zwierzyć ze wspomnień, do których często wracam myślami. A co by było gdybym wróciła do nich naprawdę? Czy czas, który wyposażył mnie w nowe przemyślenia, doświadczenia sprawił, że zachowałabym się inaczej? Na pewno. Czy wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdybym wtedy postąpiła inaczej? Do czasu tej lektury: na pewno tak. A teraz? Nie wiem. W końcu to wtedy byłam prawdziwa ja, ponownie zachowałabym się inaczej tylko dlatego, że wolałabym innego dalszego ciągu wydarzeń. A on wcale nie musiałby być tym idealnym.
Tak samo jest z Zoe. Jakiś czas temu rozstała się z chłopakiem a teraz bardzo chciałaby móc to „odkręcić” i znowu z nim być. Nagle poznajemy nieprawdopodobny bieg wydarzeń. Zoe cofnęła się w czasie! Jest z Davidem. Marzenie się spełniło? W rzeczy samej. Wie dokładnie, co zaraz się stanie, bo już to przeżyła więc zachowuje się inaczej. Nieprawdziwie, ale wie, że to zadziała. Że w taki sposób zatrzyma przy sobie Davida. Ma całkowitą rację. W pracy też potrafi przewidzieć przyszłość (bo już w niej była) więc awansuje. Wszystko układa się jak we śnie… Jednak okazuje się, że to nie jest to, czego chciała. Gdybym napisała więcej, zdradziłabym za dużo. Dlatego już kończę.
Myślę, że… nie warto jest na siłę rozpatrywać i roztrząsać to, na co nie mamy wpływu. Wszystkie wydarzenia z przeszłości miały się stać w takiej właśnie postaci, w jakiej się wydarzyły. Nawet jeśli były to drobne potknięcia czy niepowodzenia. To wszystko nas ukształtowało i wpłynęło na to, jacy dzisiaj jesteśmy. A los jest nieprzewidywalny. Nigdy nie wiadomo, co lub kogo postawi na naszej drodze jutro. :)

piątek, 16 stycznia 2015

Instynkt mordercy, Heather Graham

To była przyjemna odmiana po typowo romantycznych książkach. Choć i taki wątek się tu znalazł, co więcej, miał spore znaczenie, Instynkt mordercy to jednak – przede wszystkim – kryminał (niech będzie, że babski kryminał. ;-) ).
Miałam już przyjemność poznać twórczość Heather Graham i zarówno w przeszłości, jak i teraz, nie zawiodłam się. Autorka ma niesamowitą zdolność budowania napięcia, niekiedy wystraszenia czytelnika przejmującymi obrazami zbrodni i zaciekawienia do tego stopnia, że ciężko oderwać się od treści. Ale także potrafi przynieść ulgę i wytchnienie przy scenach – no właśnie – romantycznych.
Masakra, jaką przeżyli bohaterowie, będąc jeszcze nastolatkami, na zawsze pozostawiła po sobie ślad, którego nie da się wyzbyć. Chloe Marin – jedna z ocalałych a jednocześnie główna postać książki – okazała się niezwykle silną młodą kobietą. Jej inteligencja i przeczucia pomagają w rozwiązaniu zagadki. A do tego wszystkiego przystojny detektyw – Luke Cane, którego męskość nie pozostaje obojętna młodej kobiecie – to wszystko układa się w fascynujący, romantyczny kryminał.
Polecam zarówno fankom romansów, które są już znudzone podobnymi historiami miłosnymi, jak również wielbicielkom zagadek – gwarantuję, że się nie zawiedziecie!

sobota, 3 stycznia 2015

Lawendowy pokój, Nina George

„Zachwycająca historia o miłości, która przywraca do życia.” – czytamy zaraz pod tytułem. Do tego ciepłe barwy okładki, lawenda – według jednych symbol nieufności, ale dla innych – symbol snów i marzeń (jestem za drugim jej znaczeniem)… To wszystko sprawia, że nie można przejść obok książki obojętnie. Sama sięgnęłam po nią od razu. Ale nie zachwyciłam się nią, niestety. Może odrobinę zachwyciłam się miłością, ale i w tym przypadku wyraz „zachwyt” jest, moim zdaniem, nadużyciem.
Nie umniejsza to jednak wartości tej pozycji, choćby dlatego, że jak na obyczaj, czytało się ją… całkiem przyjemnie. A treść czasem powodowała wzruszenie, czasem melancholijny uśmiech… Na pewno zmuszała do refleksji, a to uważam dużo. Cenię sobie takie książki.
Muszę też wspomnieć o pierwszej scenie, opisującej zbliżenie Perdu z Catherine, ponieważ została ona przedstawiona w sposób niesamowicie, wręcz – zachwycająco – zmysłowy, wysublimowany, erotyczny, ale tak… z wyczuciem. I chociaż… albo nie, to już zostawię, nie chcąc zdradzić za dużo.
Co więcej o treści? Nie wiem czy potrafiłabym się pogodzić z sytuacją Jean’a Perdu. Tyle lat żył w nieświadomości, co tak naprawdę kierowało jego ukochaną Manon, a wystarczyło przeczytać ostatni list, jaki do niego napisała. Jak inaczej mogłoby potoczyć się wówczas jego życie. A Manon? To ciekawe, jak ktoś z boku mógłby ją ocenić. Kobieta, która ma wyjść za mąż za mężczyznę, którego kocha, poznaje innego, bez którego, jak się okazuje, też nie potrafi żyć. Prowadzi więc podwójne życie. I choć większość by ją skrytykowało, ja nie potrafię. Bo poznałam jej uczucia, a nie sytuację.
Nie potrafię powiedzieć, że „Lawendowy pokój” to książka, którą polecam, ale też jej nie odradzam. Może tylko nie należy się nastawiać na lekką lekturę do czytania w drodze do pracy, ale na ogrzanie duszy, wieczorem, w swoim ulubionym fotelu z kieliszkiem dobrego wina.
A tak już zupełnie na koniec, zostawiam Was i siebie z jednym pytaniem: "Gdybyście mieli powiedzieć, jakie wydarzenie wpłynęło na to, kim teraz jesteście, to co by to było?"