niedziela, 26 lipca 2015

Biorę sobie ciebie, Eliza Kennedy

Zwróciłam uwagę na podtytuł: „Wychodzę za mąż. On jest idealny! To katastrofa”. Stwierdziłam, że książka musi być zabawna.
Porównanie do Bridget Jones tylko mnie w tym utwierdziło.
A zanim ją przeczytałam trafiłam na kilka komentarzy zdecydowanie zniechęcających do książki. Gdybym to po nich miała ją kupić – nie zrobiłabym tego. I to byłby błąd.
Bo co prawda, nie znalazłam w niej żadnej mądrości i przekazu. Przynajmniej nie takiego, który wniósłby jakąś wartość do mojego życia. Jednakże książka często mnie śmieszyła a sama historia – nie znudziła.
Lily i Will biorą ślub. Za tydzień. I przyszła panna młoda w ciągu tego tygodnia: spędza upojne chwile ze swoim szefem – nie po raz pierwszy, przeżywa namiętny wieczór z drużbą swojego narzeczonego, całuje się z kilkoma mężczyznami w barze, prawie daje się wciągnąć do trójkąta… Żyje swobodnie, po prostu. (ostatnie zdanie należy przeczytać odpowiednim tonem, traktując je jako żart) ;-)
Jej sposób bycia można zabawnie przedstawić cytując jeden fragment:
„To Brytyjczyk.
Miłość spada na mnie jak grom.
Wyciąga rękę.
- Jestem Ian.
Ściskam jego dłoń.
- Jestem twoja.”
Oczywiście poza tym też pracuje – już nie chcę rozkładać jej pracy na czynniki pierwsze, poznaje przyszłych teściów – tak na marginesie, współczuję takiej teściowej, poznaje sekrety swojej - dość nietypowej - rodziny.
A gdzie w tym wszystkim Will? Ten idealny, poukładany, grzeczny…? Czy te wszystkie cechy na pewno do niego pasują?
I wreszcie ślub. Czy książka zakończy się szczęśliwie i romantycznie?
Podsumowując: było lekko, przyjemnie i zabawnie. Polecam.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Dwanaście, M. Grossman

Mocna. Erotyczna, a moim zdaniem nawet pornograficzna. Treść? Seks jest treścią.
Nie ma historii. Historii w sensie spójności, ciągu wydarzeń… Po prostu, opisane są zbliżenia – tak wiem, to bardzo łagodne określenia, może nawet w tym przypadku niestosowne -  bohatera z kolejnymi kobietami. I w tym momencie można zadać pytania: po co taka książka? Co ona wnosi? Dla kogo jest przeznaczona? Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Osobiście – kupiłam ją z ciekawości – bo kontrowersyjna, bo skandalizująca, bo odważna do bólu… I mimo, iż napisałam o niej: pornograficzna, nie jest typowym przykładem tego gatunku. Bo to wszystko „scala” zakończenie. Nadaje… sensu? Tak myślę. Na pewno zaskakuje. Od strony psychologicznej ta lektura również zaciekawi. To, mimo wszystko, nie jest płytkie czytadło. Wycofałabym się nawet z określenia: pornograficzna, bo to znacznie umniejsza tej pozycji, ale sceny powodują, że to określenie wydaje mi się bardzo na miejscu.
Kończąc, Dwanaście czyta się bardzo szybko. Lekko, choć nie obojętnie. Czasem może pojawić się przelotny uśmiech, a znacznie częściej podekscytowanie, może podniecenie. Zawstydzenie i zażenowanie zapewne też. I do tego wszystkiego koniec…
Nie wiem, czy polecam, musicie sami zdecydować.

niedziela, 12 lipca 2015

Klątwa, Heather Graham

Tak jak lubię książki tej Autorki, tak ta mi się nie spodobała. I zawsze jak jestem na nie, to nie mam za wiele do napisania. Ale spróbuję. 
Owszem był to kryminał, jednak ta historia nie wpasowała się w mój czytelniczy gust. A chociaż romans jest w powieściach Heather Graham jedynie dodatkiem to tu, nawet jak na dodatek, było go za mało.
A dlaczego nie podobała mi się historia? Kat i Will próbują odkryć kto stoi za rzekomą klątwą, w którą niektórzy wciąż wierzą. Z resztą – to przecież mumia zabija. Ale czy mumia i klątwa naprawdę istnieje? A może ktoś je tylko wykorzystuje do osiągnięcia swoich celów?
Dla mnie Klątwa była zbyt monotonna i niestety nudna. Oczywiście, że w trakcie czytania byłam ciekawa kto zabija, ale egiptologia, która temu towarzyszyła, nadprzyrodzone zjawiska, które miały miejsce i romans, który był jak dla mnie zbyt płytki znacznie zmniejszyły moją przyjemność z lektury.

niedziela, 5 lipca 2015

Kiedy Cię poznałam, Cecelia Ahern

Jak to dobrze, że nie odłożyłam książki po pierwszych trzech rozdziałach – bo naprawdę chciałam odpuścić! Przypomniałam sobie Love, Rosie, która mi się nie spodobała i początkowo tak samo było z tą powieścią. I chociaż zdecydowanie nie znajdzie się na mojej top liście książek, to warto było ją przeczytać.
Główny minus to dużo opisów a mało dialogów – ale z czasem można do tego przywyknąć. Fakt, że książka jest obyczajowa – co niestety jest równe brakiem akcji, czyli monotonność – również może zniechęcić.
A zanim plusy – trochę o treści.
Jasmine traci pracę. Przed nią roczny przymusowy urlop ogrodniczy. Wydaje się to dla niej koszmarem, ale okazuje się, że przyniesie to wiele korzyści.
Znienawidzony sąsiad stanie się kimś bardzo ważnym. Bo kiedy Jasmine naprawdę poznaje Matta – nie jest tym samym, za którego go uważała. Staje się jej bardzo bliski i ważny – nawet wówczas, kiedy jeszcze go nienawidzi. 
Poznanie Monday’a – kto by przypuszczał, że tak banalnie można poznać miłość? (Przypuszczam, że każdy, kto jej w życiu zaznał.) 
Jest też Heather. Bardzo ważna osoba. To dotknięta zespołem Downa siostra Jasmine. Książka w piękny sposób pokazuje, że chory człowiek jest tak samo ważny jak zdrowy. Tak samo odczuwa, przeżywa, rozumie, myśli. Ten wątek dał mi dużo do myślenia, może nawet zmienił postrzeganie w tej ważnej kwestii. I samo to jest już plusem powieści. A co jeszcze?
Spodobała mi się forma. To, że jak Jasmine o kimś myśli, myśli normalnie – w trzeciej osobie. A o Matt’cie – w drugiej. Kiedy o nim myśli – to tak jakby do niego mówiła. Oryginalne, bo pierwszy raz spotykam się z tym w książce, ale nie obce dla mnie, bo w życiu tak mi się czasem zdarza…
„Większość ludzi nie musi tak naprawdę niczego robić, żeby nas odmienić, wystarczy, że po prostu są.”
Do moich Przyjaciół: dzięki, że jesteście.