sobota, 30 maja 2015

Dziewięć i pół tygodnia, Elizabeth McNeill

Książka czy film? Co lepsze? W każdym innym przypadku mówiłam zdecydowanie: książka. Bo film nie oddaje w pełni tego, co podsuwa nam wyobraźnia podczas czytania.
A tym razem jest inaczej. Bo po pierwsze: po raz pierwszy w innej kolejności – najpierw obejrzałam film – kilka razy! – a dopiero teraz, po dłuższym czasie przeczytałam książkę. I jestem nią nieco rozczarowana. Po samym wstępie oczekiwania były duże, w końcu napisano, że film z Mickey Rourke (drogie Panie, pamiętacie, jak On wtedy wyglądał?) i Kim Basinger był „kiczowaty i spłaszczony”, a podobieństw należy dopatrywać się jedynie w tytule i intrygach. A co ja na to?
Być może książka jest wartościowsza, jednakże film doskonale mi ją uzupełnił. Wszystko to, co widziałam, a czego nie znalazłam w książce – zobaczyłam ponownie oczami wyobraźni (jak choćby słynna scena w kuchni).
Nie wiem jak zareagowałabym na książkę bez wcześniejszego oglądania filmu. Teraz mogę jedynie stwierdzić, że film podobał mi się zdecydowanie bardziej, ale książka – i tu przyznaję rację Francine Prose (Wstęp) – dodała głębi historii, którą poznałam kilka lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz