Vivian myśli o sobie, jako o
głównej bohaterce w komedii romantycznej, za które uważa swoje życie. Bo jak
inaczej wytłumaczyć telefon, budzący ją w nocy z informacją, że odziedziczyła w
spadku, po zmarłej ciotce, posiadłość w Kalifornii? Jak się też okazuje
porządku ze zwierzętami pilnuje przystojny kowboj – co musi być potwierdzeniem,
że życie Viv to najlepszy romans wszechczasów! I jak to w romansie bywa pojawia
się ktoś trzeci. Ktoś, kto jest zaprzeczeniem jej wyidealizowanemu męskiemu
bohaterowi. Kto okaże się jej przeznaczeniem? Hank – przystojny, seksowny,
męski – w taki… pierwotny sposób czy Clark – inteligentny bibliotekarz, którego
atrakcyjność trzeba poznać.
Ja już wiem, kogo
wybrała. I jak zwykle było to oczywiste. Ale powracając do oceny książki – zbyt
lekka, zbyt błaha, trochę zbyt – przepraszam – głupia. Ale jeśli chcemy się
odprężyć przy niewymagającej myślenia lekturze - to polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz