niedziela, 18 października 2015

Nie mów mi co mam robić, Alice Clayton

Rzadko sięgam po trudną literaturę. Zazwyczaj są to komedie romantyczne, romanse, rzadziej obyczaje, ale – co bardzo ważne – uważam, że daleko im do harlequinów – choć tak naprawdę nigdy ich nie czytałam. Nie mów mi co mam robić wydaje mi się jednak przykładem takiej literatury. Ale o tym za chwilę.
Vivian myśli o sobie, jako o głównej bohaterce w komedii romantycznej, za które uważa swoje życie. Bo jak inaczej wytłumaczyć telefon, budzący ją w nocy z informacją, że odziedziczyła w spadku, po zmarłej ciotce, posiadłość w Kalifornii? Jak się też okazuje porządku ze zwierzętami pilnuje przystojny kowboj – co musi być potwierdzeniem, że życie Viv to najlepszy romans wszechczasów! I jak to w romansie bywa pojawia się ktoś trzeci. Ktoś, kto jest zaprzeczeniem jej wyidealizowanemu męskiemu bohaterowi. Kto okaże się jej przeznaczeniem? Hank – przystojny, seksowny, męski – w taki… pierwotny sposób czy Clark – inteligentny bibliotekarz, którego atrakcyjność trzeba poznać.
Ja już wiem, kogo wybrała. I jak zwykle było to oczywiste. Ale powracając do oceny książki – zbyt lekka, zbyt błaha, trochę zbyt – przepraszam – głupia. Ale jeśli chcemy się odprężyć przy niewymagającej myślenia lekturze - to polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz