Pięćdziesiąt twarzy
Greya rozpoczęło falę literatury erotycznej. I to było… dobre. Ana – młoda,
niewinna, subtelna, ułożona, grzeczna… I Christian – Pan. Tak krótko można go
przedstawić i to daje doskonały obraz bohatera. Jest przystojny w
onieśmielający sposób, inteligentny, władczy, nie znoszący sprzeciwu…
Ponieważ historię
wszyscy znamy, skupię się na najnowszej części, bo w końcu ją chcę zrecenzować.
W Greyu zabrakło mi więcej… Greya.
Niby były jakieś wstawki, sny, dotyczące przeszłości Christiana,
ale skoro już przeszłam jeszcze raz przez tą samą historię, chciałam lepiej go
poznać. A tak naprawdę nie dowiedziałam się niczego ponad to, co już
wiedziałam.
I choć nie chciałam
kupić – a kupiłam – wziąwszy do ręki książkę miałam w sobie sporą dawkę
entuzjazmu, który stopniowo malał… Zdarzało się oczywiście, że nagle poziom
adrenaliny, podniecenia, osiągały wysoki poziom, ale to nie podniosło oceny
książki, bo nie było to niczym nowym.
Jeżeli jest ktoś,
kto jeszcze nie czytał Pięćdziesięciu
twarzy Greya – jak najbardziej polecam, ale czwartej książki – Greya – odradzam. Strata pieniędzy i
czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz