sobota, 3 stycznia 2015

Lawendowy pokój, Nina George

„Zachwycająca historia o miłości, która przywraca do życia.” – czytamy zaraz pod tytułem. Do tego ciepłe barwy okładki, lawenda – według jednych symbol nieufności, ale dla innych – symbol snów i marzeń (jestem za drugim jej znaczeniem)… To wszystko sprawia, że nie można przejść obok książki obojętnie. Sama sięgnęłam po nią od razu. Ale nie zachwyciłam się nią, niestety. Może odrobinę zachwyciłam się miłością, ale i w tym przypadku wyraz „zachwyt” jest, moim zdaniem, nadużyciem.
Nie umniejsza to jednak wartości tej pozycji, choćby dlatego, że jak na obyczaj, czytało się ją… całkiem przyjemnie. A treść czasem powodowała wzruszenie, czasem melancholijny uśmiech… Na pewno zmuszała do refleksji, a to uważam dużo. Cenię sobie takie książki.
Muszę też wspomnieć o pierwszej scenie, opisującej zbliżenie Perdu z Catherine, ponieważ została ona przedstawiona w sposób niesamowicie, wręcz – zachwycająco – zmysłowy, wysublimowany, erotyczny, ale tak… z wyczuciem. I chociaż… albo nie, to już zostawię, nie chcąc zdradzić za dużo.
Co więcej o treści? Nie wiem czy potrafiłabym się pogodzić z sytuacją Jean’a Perdu. Tyle lat żył w nieświadomości, co tak naprawdę kierowało jego ukochaną Manon, a wystarczyło przeczytać ostatni list, jaki do niego napisała. Jak inaczej mogłoby potoczyć się wówczas jego życie. A Manon? To ciekawe, jak ktoś z boku mógłby ją ocenić. Kobieta, która ma wyjść za mąż za mężczyznę, którego kocha, poznaje innego, bez którego, jak się okazuje, też nie potrafi żyć. Prowadzi więc podwójne życie. I choć większość by ją skrytykowało, ja nie potrafię. Bo poznałam jej uczucia, a nie sytuację.
Nie potrafię powiedzieć, że „Lawendowy pokój” to książka, którą polecam, ale też jej nie odradzam. Może tylko nie należy się nastawiać na lekką lekturę do czytania w drodze do pracy, ale na ogrzanie duszy, wieczorem, w swoim ulubionym fotelu z kieliszkiem dobrego wina.
A tak już zupełnie na koniec, zostawiam Was i siebie z jednym pytaniem: "Gdybyście mieli powiedzieć, jakie wydarzenie wpłynęło na to, kim teraz jesteście, to co by to było?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz