czwartek, 9 października 2014

Policz do stu, Lucy Dillon

To jedna z tych książek, z których chciałam zrezygnować. Po kilku pierwszych rozdziałach byłam przekonana, że będzie to nudny obyczaj. Jednak opisy i komentarze innych osób – tych znanych i nie – odnośnie owej powieści były tak pozytywne, że postanowiłam dać jej szansę. I wiecie co? Mieli rację. Obyczaj? Rzeczywiście tak. Nudny? Zdecydowanie nie! 
Gina Bellamy, musząc zmierzyć się z rzeczywistością rozpoczyna nowe życie. Nowe, puste mieszkanie zostaje przytłoczone całą masą przedmiotów z dotychczasowego życia. Listy przypominające pierwszą miłość, kula, mająca odstraszyć złe duchy, zastawa przywieziona prosto z Wenecji i wiele innych – bardziej lub mniej – wartościowych rzeczy.
Przyszłość, choć nie pozbawiona przygód zdaje się być bardziej przychylna bohaterce, która przeżyła już bolesne rozstanie z pierwszą miłością, o której wciąż nie może zapomnieć, przeszła przez serię zabiegów, mających przywrócić jej zdrowie podczas walki z rakiem i wreszcie rozwód, który ostatecznie doprowadził do miejsca, w którym właśnie się znalazła.
A co na mnie wywarło wrażenie? Nawet nie sama treść, ale to, jak została ukazana. W teraźniejszość wpleciona jest przeszłość. Czytam, że Gina sprzedaje rower i za chwilę poznaję historię jak go kupiła (w tym przypadku jak była obecna przy jego kupnie, ale nie to jest teraz istotne). Bardzo wyraźnie widać, jak coś co wydawało się trwałe przestało takie być po upływie lat i doświadczeń. Te powroty do przeszłości zmuszają do refleksji, przemyśleń, zadumy. Czasem powodują gorzki śmiech a niekiedy wzruszenie.
Pozwolę sobie w tym miejscu na pewną intymność. Zawsze słyszymy, żeby nie wracać do przeszłości, nie żałować tego, co się zrobiło, ale też tego, z czego z różnych powodów zrezygnowaliśmy. Ja jestem tym drugim przypadkiem. A czytając Policz do stu na długo zatrzymałam się przy tym krótkim fragmencie: Czasami coś, czego żałujesz, zmienia w twoim życiu zbyt wiele, by udawać, że się nigdy nie wydarzyło. Czasami zmienia ciebie. Nie możesz o tym zapomnieć, nie tracąc przy tym cząstki własnego ja. Może te słowa są oczywiste, ale ja odnalazłam w nich głębokie znaczenie dla siebie, co niewątpliwie zwiększyło moje uznanie dla powieści Lucy Dillon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz