piątek, 27 lutego 2015

Love, Rosie, Cecelia Ahern

Gdybym skończyła po pierwszych dziesięciu stronach, tak jak zamierzałam, powiedziałabym – nie warto. Były dla mnie naprawdę męczące. Rozumiem, że listy były pisane przez dzieci – stąd błędy ortograficzne, ale okropnie było przez to przebrnąć! Ale gdy już to było za mną i ukazywała się dalsza treść… Nie, tu też jeszcze nie mam nic dobrego do powiedzenia. Ta historia nie jest mi obca. Ani fakt, że dwójka przyjaciół, Alex i Rosie, są w sobie zakochani, ale jednak nie odkrywają swoich uczuć, ani sposób pisania książki, czyli poprzez listy.
Nie chcę jednak nie pozostawić książki bez żadnej pozytywnej oceny. Choć treść mnie nie wciągnęła, a bohaterowie nie urzekli, to jednak nie poczułam się znużona. Zdarzały się nawet sytuacje, które wywołały uśmiech a czasem lekkie wzruszenie. Zazdroszczę też przyjaźni, jaka łączyła Alex’a i Rosie a także tej, która narodziła się pomiędzy Alex’em i Katie – córką głównej bohaterki.
Ale to i tak nie było to… Może to właśnie fakt, że książka mnie nie oczarowała spowodował brak weny do pisania o niej. Wystarczy, że zmusiłam się do wytrwania do ostatniej strony – nie będę siliła się na więcej słów recenzji.

3 komentarze:

  1. Książki jeszcze nie czytałam, ale oglądałam film i bardzo mi się spodobał. O powieści zaś, słyszałam wiele negatywnych opinii i chyba się nie skuszę.
    czytamzkotem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei nie zamierzałam obejrzeć filmu, ale w takim razie - jak tylko będę miała możliwość - sprawdzę i porównam swoje odczucia. Może pierwszy raz powiem, że ekranizacja była lepsza od samej książki?

      Usuń
    2. Film polecam! Wspaniali Sam Claflin i Lily Collins :)

      Usuń