Główny minus to dużo
opisów a mało dialogów – ale z czasem można do tego przywyknąć. Fakt, że książka
jest obyczajowa – co niestety jest równe brakiem akcji, czyli monotonność –
również może zniechęcić.
A zanim plusy –
trochę o treści.
Jasmine traci pracę.
Przed nią roczny przymusowy urlop ogrodniczy. Wydaje się to dla niej koszmarem,
ale okazuje się, że przyniesie to wiele korzyści.
Znienawidzony sąsiad stanie
się kimś bardzo ważnym. Bo kiedy Jasmine naprawdę poznaje Matta – nie jest tym
samym, za którego go uważała. Staje się jej bardzo bliski i ważny – nawet
wówczas, kiedy jeszcze go nienawidzi.
Poznanie Monday’a – kto by przypuszczał,
że tak banalnie można poznać miłość? (Przypuszczam, że każdy, kto jej w życiu zaznał.)
Jest też Heather. Bardzo ważna osoba. To dotknięta zespołem Downa siostra Jasmine. Książka w piękny sposób pokazuje, że chory człowiek jest tak samo ważny jak zdrowy. Tak samo odczuwa, przeżywa, rozumie, myśli. Ten wątek dał mi dużo do myślenia, może nawet zmienił postrzeganie w tej ważnej kwestii. I samo to jest już plusem powieści. A co jeszcze?
Jest też Heather. Bardzo ważna osoba. To dotknięta zespołem Downa siostra Jasmine. Książka w piękny sposób pokazuje, że chory człowiek jest tak samo ważny jak zdrowy. Tak samo odczuwa, przeżywa, rozumie, myśli. Ten wątek dał mi dużo do myślenia, może nawet zmienił postrzeganie w tej ważnej kwestii. I samo to jest już plusem powieści. A co jeszcze?
Spodobała mi się
forma. To, że jak Jasmine o kimś myśli, myśli normalnie – w trzeciej osobie. A
o Matt’cie – w drugiej. Kiedy o nim myśli – to tak jakby do niego mówiła.
Oryginalne, bo pierwszy raz spotykam się z tym w książce, ale nie obce dla
mnie, bo w życiu tak mi się czasem zdarza…
„Większość ludzi nie
musi tak naprawdę niczego robić, żeby nas odmienić, wystarczy, że po prostu są.”
Do moich Przyjaciół:
dzięki, że jesteście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz